Dlatego chyba nie lubię ciastek. Lubię marzenia.
Każde raz spełnione mogę mieć znowu. Choćby i to samo.
Mam ich prywatny ranking, a jedno z samej góry listy jest i spełnione, i nadal aktualne. Wenecja.
Kilka wspólnych dni w tym niezwykłym mieście podarowała mi Młoda na imieniny. To się nazywa prezent. Marzenie:)))
Tu bura, lodowata plucha, tam cudowne 23 w cieniu, słońce i lekka bryza niosąca zapach morza. Zamglone poranki i magiczne, długie wieczory. Wenecja nie jest dużym miastem. Sto wysepek połączonych czterystoma mostkami na ośmiu kilometrach kwadratowych poprzecinanych sto siedemdziesięcioma czterema kanałami.
W kilka dni udało się nam obejść większość słynnych zabytków i urokliwych zakamarków oddalonych nieco od turystycznego zgiełku. Pierwszego dnia błąkałyśmy się w wąskich uliczkach szukając hotelu, głównie dlatego, że zupełnie nie ma tam jak rozejrzeć się i zorientować w terenie. Trzeba podporządkować się szlakom wytyczonym przez wąskie uliczki wciśnięte pomiędzy mury kamienic, które prowadzą bądź do kolejnych mostków przerzuconych nad kanałami, albo kończą się dojściem do kanału, tyle że bez mostka.
Wracamy więc szukając innej uliczki, a za nią kolejnego mostka, stając co chwila, bo kolejne mijane miejsca są zatrzymanymi na ułamek chwili obrazami, a każdy chciałabym na zawsze zapisać w pamięci.
Mimo niszczejących i połatanych coraz liczniejszymi plombami murów, a także tynków i zdobień wymagających niezwłocznych gruntownych konserwacji, Wenecja zapiera dech w piersi.
Kiedy rozbolały nas nogi korzystałyśmy z vaporetto, najwygodniejszej i najbardziej powszechnej formy weneckiego transportu.
Kanały są w Wenecji jedynymi arteriami komunikacyjnymi. Łodziami dowozi się towar, wodne są śmieciarki, karetki, hotelowe taksówki i tramwaje.
Teraz kiedy choć na chwilę, chcę zapomnieć o nużącej pracy, zatłoczonym autobusie, czy innych smuteczkach szarej codzienności, przymykam oczy i wracam w myślach na Campo Dei Mori, które każdego poranka widziałam z hotelowego okna. Do małego sklepiku przy Fondamenta Della Misericordia, w którym kupowałam mleko i jajka na śniadanie, lub do małej winiarni dwie uliczki dalej, gdzie odkryłyśmy cudownie musujące Prosecco z kijka, rozlewane do butelek po wodzie mineralnej za całe 1,80 euro za litr. Nie będę pisała o historii i zabytkach, od tego są przewodniki.
Zapraszam na wspólny spacer moich marzeń:)
Kościół Madonna Dell'Orto
Most westchnień
Targ Rialto
Domofon:)
Panorama z aparatu Młodej
Przystanek vaporetto
Fondamenta Della Misericordia
Canal Grande
Kilka zdjęć ilustrujących dzisiejszy wpis wybrałam przypadkowo. Nie udało mi się inaczej, ponieważ obie zrobiłyśmy ich ponad półtora tysiąca. Prócz Wenecji odwiedziłyśmy również sąsiadujące z nią wysepki Murano, Torcello i Burano, ale zdjęcia z bajkowego Burano zasługują na własne miejsce w kapryśniku, więc dziś dziękuję już za wspólny spacer i do zobaczenia :)



Pięęęęęęęękne foty:) Ja się tak po cichu podłącze do tego marzenia:)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia- to gdzie widać przez bramę płynącego gondoliera - superowskie - powiesiłabym na ścianie :)
OdpowiedzUsuńTeż na to zdjęcie zwróciłam uwagę :))) i na domofon!
UsuńJa też entuzjazmuję się zdjęciem gondoliera i domofonu, i wszyściutkimi innymi. I czekam na kolejne - z bajkowego, jak sama je określiła Kaprysia, Burano.
UsuńWspaniały prezent! I niech kolejne marzenia się spełniają, Kaprysiu :)))
OdpowiedzUsuńpiekny prezent-brawa dla Młodej:))...i ten domofon!!!! rewelacja:))
OdpowiedzUsuńFajna ta Młoda! Taki prezent...
OdpowiedzUsuńPatrzę na zdjęcia i wracają wspomnienia. Raz tylko byłam w Wenecji i to w biegu, w drodze na południe, ale nawet tych kilka godzin pozostawiło niezatarte wspomnienia...
Użarło mi komentarz ... ale spróbuję odtworzyć.
OdpowiedzUsuńByłam w Wenecji tylko raz i to przejazdem. Kilka niezapomnianych godzin, mnóstwo wspomnień.
Fajna ta Twoja Moda :)))
Cudnie, najbardziej podoba mi się z dziurką. Nigdy nie byłam, tylko córuś w dzieciństwie.
OdpowiedzUsuńEch, marzenie! Inny świat!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspólny spacer:)
OdpowiedzUsuńTo były wyjątkowo piękne wakacje, tez bym chciała! Zdjęcia bardzo dobre i widoki niesamowite, wyobrażam sobie jak tam musiało być w rzeczywistości.W Wenecji byłam kilka lat temu, ale były takie upały, że z trudem z hotelu wychodziłam, marzę więc, żeby kiedyś tam wrócić choćby zimą i poszwendać się tymi wąskimi uliczkami... no i te wyspy...kolorowe...zobaczyć!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
To tylko kilka jesiennych dni, tyle że dla mnie niezapomnianych. Latem południe Europy jest dla mnie niedostępne. Nic bym nie zdołała zobaczyć. W upale zdycham:(
UsuńA o bajecznie kolorowym Burano napiszę osobno. Pozdrawiam ciepło:)
A jeszcze powinnam napisać, zapomniałam, że masz wspaniałą, kochana Córcię :)
OdpowiedzUsuńCudowne, spełnione marzenie, Kaprysiu. Życzę Ci spełnienia go jeszcze co najmniej raz. :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze znów Cię widzieć i to w takich cudnych okolicznościach przyrody! Też tam byłam i wino piłam - tym milej się ogląda cudzych wspomnień wyrywki :-)
OdpowiedzUsuńUch, byłam... widziałam... i też chcę jeszcze i jeszcze. O poranku, nocą, wiosną i jesienią. Jest to jedno z piękniejszych miejsc gdzie byłam. Pamiętaj o Seszelach przed śmiercią ;))))
OdpowiedzUsuńKocham Wenecję ;-) jak tylko trafia się okazja to ją odwiedzam.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz zwiedzałam ją nocą i pokochałam miłością dozgonną ;-)
Wspaniała relacja !
Pozdrawiam Agnieszka
Wenecja na Waszych zdjęciach jeszcze bardziej apetyczna niż ją zapamiętalam z pewnych urodzin... Ach...
OdpowiedzUsuńBrawo, Dziewczyny!
Siostra B.