Sezon pomidorowy w pełni. Na straganach wybór i różnorodność. Bawole serca, malinowe, podłużne, okrągłe, duże i małe. Uwielbiam:)
Zeszłej jesieni, już z ostatnich małych gruntowych podłużnych pomidorków, zrobiłam na próbę dwa słoiczki.
Przepis Oli Smile znalazłam, przypadkowo błąkając się w sieci, na stronie www.smakimprezy.pl
Robiłam je bez przekonania, a gotowe dałam Młodym do wypróbowania, bo często pitraszą coś włoskiego. A tu telefon: "Mamo, cudo!"
Skoro tak, to w tym roku też robię. Dużo:)
Przepis Oli zmodyfikowałam bardzo niewiele.
Do każdego słoika dodaję świeży czosnek, bo lubimy, a o skórce cytrynowej zapomniałam i rok temu, i teraz, więc nie dodaję, a ocet stosuję winny, ponieważ jest delikatniejszy w smaku.
Do 3 kg pomidorów zużywam około 10 ząbków czosnku, litr dobrego oleju z dodatkiem oliwy, trochę soli i po garści suszonej bazylii, oregano i tymianku, 3-4 łyżki octu winnego.
Z takiej ilości wychodzi pięć dżemowych słoików.
Pomidory kroję na połówki, a większe na ćwiartki. Łyżeczką wybieram gniazda nasienne (robię z nich przecier do zupy pomidorowej).
Wydrążone połówki i ćwiartki układam ciasno na blasze wyłożonej pergaminem,
lekko solę i suszę w piekarniku z termoobiegiem w temp. około 70 - 90 st. C przy lekko uchylonych drzwiczkach 3 - 4 godziny.
Po suszeniu wyglądają tak:
Nie suszę ich na wiórek, powinny być dobrze podsuszone, ale miękkie.
Wysuszone pomidory mieszam w dużej misce z ziołami i octem, układam ciasno w słoikach do 3/5 wysokości (zalane olejem bardzo zwiększają objętość). Podgrzewam olej i prawie wrzącym zalewam pomidory. Zakręcam słoiki i odstawiam do góry denkiem do wystygnięcia. Wekują się same.
Rzeczywiście są o wiele smaczniejsze od tych kupowanych w sklepie.
Wspaniałe do makaronów, pizzy, a najlepsze prosto ze słoika na chrupiącej bagietce. Mniam :)
A jak nie robię pomidorów, to robię gruszki - przepis tu, a jak nie zajmuję się przetwarzaniem, to w wolnych chwilach lepię gliniane różności,
albo siedzę przed laptopem i stukam w klawiaturę, albo czytam, albo mrautaczę się z kotem, a góra prasowania czeka na zmiłowanie i inne takie też, buuu...
Najbardziej w dobrej organizacji dnia przeszkadza mi praca, bo do domu przychodzę zmęczona. Kto to słyszał, żeby się w pracy męczyć? Skandal doprawdy;)
Ale niestety bez pracy nie ma kołaczy, co ilustruje plakat wypatrzony przez Młodą na Tajwanie:
I tym pesymistycznym akcentem żegnam się z Wami do następnego razu:)

