Wszystko co chce się zrobić w miarę solidnie jest wyczerpujące.
Niedoróbki są irytujące, w każdym razie mnie irytują, bo ciężki jest los perfekcjonisty teoretyka;) Coraz większego teoretyka.
Nadal drażni mnie krzywo wisząca firanka i poplamiony obrus, za to kurz na oknach ostatnio jakby mniej;) Silne umiłowanie do porządku zostało mi wyłącznie w odniesieniu do słowa pisanego.
Ostatnio, ku mojej uciesze, profesor Bralczyk podjął walkę z niechlujstwem językowym polegającym na pomijaniu w smsach i mailach polskich znaków. Mającym wątpliwości zwrócił uwagę na fakt, że pomiędzy zdaniem "Zrobić komuś łaskę", a "Zrobić komuś laskę" jest spora różnica znaczeń;)
Za to w ceramice niedoskonałość jest zaletą. Nierównomiernie rozłożone szkliwo, nieprzewidywalny efekt wypalania i wędrówka kolorów w piecu nadaje przedmiotom ciekawe, indywidualne piętno i niepowtarzalność.
Równe, gładkie, robione seryjnie ceramiczne przedmioty, chociaż kolorowe i ładne, straciły dla mnie urok. W niedoskonałych szczegółach, tych lepionych i szkliwionych ręcznie, siedzi przysłowiowy diabeł, kusi i przyciąga oko. Takie lubię:)
Nareszcie poskładałam wypalone wcześniej korale i mogę je pokazać.
Następne ciągle czekają w kolejce do pieca. W połowie lipca pracownia zamyka podwoje i to, co nie zostanie wypalone teraz, poczeka do jesieni.
Za to całe lato mogę poświęcić lepieniu. Ceramika uczy cierpliwości:)
Marzy mi się kupienie własnego niewielkiego pieca, ale na razie to mrzonki. Zresztą spełnione marzenia tracą większość swojej atrakcyjności;)
A to jeszcze talerzyk i różyczka, która albo zyska bliźniaczkę i będą gałkami uchwytów do szafki, albo będzie zwieńczeniem pokrywki cukiernicy;)
Na razie jest białą różą z dalszymi możliwościami, a zrobiłam ją chcąc sprawdzić, czy umiem ulepić gliniany kwiatek. Jak widać nie bardzo:)
Za to oboje z mężem umiemy i lubimy zbierać starocie.
Brudne, stare i wyrzucone, ale ciekawe w swojej niedoskonałości.
Kiedyś pokazałam wagę, teraz metalowy i zardzewiały młynek z obłażącą farbą. Przynajmniej niczego nie udaje, jest jaki jest, ze swoją nieznaną nam historią i sprawnym mechanizmem. Chyba nie chcemy go odnawiać, umyję go tylko i oczyszczę. Taki jak teraz jest prawdziwy.
Za to oboje z mężem umiemy i lubimy zbierać starocie.
Brudne, stare i wyrzucone, ale ciekawe w swojej niedoskonałości.
Kiedyś pokazałam wagę, teraz metalowy i zardzewiały młynek z obłażącą farbą. Przynajmniej niczego nie udaje, jest jaki jest, ze swoją nieznaną nam historią i sprawnym mechanizmem. Chyba nie chcemy go odnawiać, umyję go tylko i oczyszczę. Taki jak teraz jest prawdziwy.
A za oknem już lato. I jaśmin kwitnie, i kot spaceruje, i szparagi się kończą, i może jakoś dożyjemy do urlopu;) O tym jednak napiszę pewnie następnym razem:)