Dziękuję za wszystkie serdeczne i miłe słowa. To niezwykłe zyskać prawdziwą, choć wirtualną, przyjaźń i zainteresowanie.
Naprawdę niezwykłe.
Uważam więc, że winna jestem Wam trochę wyjaśnień.
Bardzo trudno wraca się do pisania po przerwie. Im przerwa jest dłuższa, tym trudniej. Co gorzej niepisanie bloga jest całkiem przyjemne.
Zyskuje się mnóstwo czasu i możliwości odpoczynku, szczególnie jeśli ktoś, jak ja, codziennie służbowo spędza przed monitorem długie godziny.
Brak kociej zachęty też ma znaczenie. To Mrautak zapraszała mnie wieczorami do laptopa kładąc się za nim pod ciepłą lampką i zawijając na klawiaturze koniuszek ogona. Koniec mrautaczego życia kosztował mnie trochę nerwów i zdrowia, ale moje milczenie nie wynikało ze smutku.
Z czasem każda dłuższa działalność bywa nużąca, bo przecież "wszystko już było, rzekł Ben Akiba" i do głowy mi nie przyszło, że komuś za moją pisaniną może się cknić;) Wasze maile i komentarze zaskoczyły mnie, połechtały mile moją próżność, a przede wszystkim uświadomiły mi, że przyjaźń, choćby wirtualna, zobowiązuje. Postaram się więc czasem pisać, pozaglądać, a przede wszystkim odpisać na wszystkie serdeczne maile, za które jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję.
A teraz o zwierzątkach.
Cudownie jest mieć na kolanach mruczącego kota, albo być witanym w drzwiach przez merdający ogon. Fakt, ale..
Kaprysie pracują długo. Do domu wracają często po kilkunastu godzinach nieobecności. To jest główny powód dla którego nie biorę sobie zwierzaków dla własnej przyjemności i z własnego wyboru. Mały kociak, czy szczeniaczek, jak każde dziecko, wymaga opieki. Malucha trzeba nauczyć relacji, zachowań i mieć czas na zabawę, czy odpowiednio częsty spacer. Zwierzak po przejściach, np. ze schroniska, też potrzebuje obecności opiekuna. Gdybym wzięła sobie kociaka, czy psa na pocieszenie byłoby to zwyczajną nieodpowiedzialnością.
Wszystkie moje zwierzaki to znajdki i przybłędy.To one same nas wybierały, można powiedzieć, na własną odpowiedzialność (;))), a ja miałam pewność, że gdybym ich nie przygarnęła zginęłyby marnie w krótkim czasie. Wcześniej, czy później coś przyjdzie, to pewne:) Tymczasem jednak pozostaniemy przez jakiś czas w stanie bezzwierzęcym, a kociakom Kass i Szuwarkowi życzę szybkiego znalezienia odpowiednich i kochających domów:)
Po tak długiej nieobecności wypadałoby zamieścić jakieś zdjęcia, ale nie mam pomysłu na tematyczną ilustrację posta, pokażę więc stosik ulepionych w czerwcu drobiazgów. Poszkliwiłam i wypaliłam je w zeszłym tygodniu. Zanim będą broszkami i częściami sama nie wiem jeszcze czego, znowu pewnie upłynie trochę czasu;)
Jak widać nie tylko w blogowaniu mam spore zaległości do nadrobienia:)
Witaj, powroty są potrzebne.
OdpowiedzUsuń:)
O jak dobrze że jesteś:)))
OdpowiedzUsuńTeż się sęskniłam za Twoimi wpisami, choć i ja nieregularnie tu zaglądam i brak czasu na wszystko.
A co do zwierzaków doskonale Cię rozumiem, teź mam ten sam problem. Przykro mi z powodu Mrautak, wiem że boli, ale cóź....
Piękne wytworki, z pewnością wyczarujesz jakieś cuda.
Odzywaj się czasami bo mądre słowa zawsze miło czytać.
Pozdrawiam gorąco,
Hurrrrra!!!!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo sie ciesze z Twojego powrotu! Mam jednak nadzieje, ze wbrew zapowiedziom, nie bedziesz rzadkim gosciem na swoim blogu.
Witaj, Kaprysiu, z powrotem w blogowej rodzinie.
:)))
OdpowiedzUsuńI ja dołączam do powitań, Kaprysiu!
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoją decyzję, choć szkoda, że tak postanowiłaś w sprawie kotów, bo właśnie miałam Ci podesłać kilka linków w sprawie kociaków z Poznania - skąd mój Bonifacy pochodzi. Pani Ania (jego dotychczasowa opiekunka tymczasowa) jest już tak znużona, zmęczona i wypalona codziennym dokarmianiem, odławianiem, leczeniem i poszukiwaniem domów dla kociąt, że przydałby jej się zastrzyk optymizmu... Ja przesyłam im na adres gabinetu weterynaryjnego Orion przynajmniej pieniądze i staram się nagłaśniać te kocie dramaty. Zajrzyj na: http://www.facebook.com/PomagajmyKotom i może jakoś wesprzyj te świetne dziewczyny (Anię i Asię), które nawet fundacji nie mają. I nie gniewaj się za tę nieco nachalną propozycję :)
Jesteś kolejna osobą, która pisze, że trudno wrócić do blogowania... Ciekawe kiedy ja się wypalę.
OdpowiedzUsuńRób Kaprysiu, co jest dobre dla Ciebie, ja lubię do Ciebie zaglądać i jak się pojawisz, to na pewno to zrobię. Pozdrawiam;)
...cieszę się, że znowu jesteś :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, Kaprysiu, że niepisanie bloga jest przyjemne... lekkie i łatwe ;-) Ale tak głupio, jak ktoś nagle milknie... ktoś lubiany, w pewien sposób bliski (to fenomen wirtualnego życia, którego do końca nie rozumiem, ale bardzo mi się podoba ;)) W dodatku ktoś, kto pięknie pisze i pokazuje cudne rzeczy ;) Baardzo Cię brakowało, Kaprysiu, i chociaż sama rzadko piszę, to błagam - nie znikaj tak zupełnie... Ściskam Cię czule ;)
OdpowiedzUsuńKaprysiu kochana - dziwna ta nasza wirtyualna zależność, choć nie ukrywam, iż bardzo mocna.. sama zagladam na mojego a juz nie mówiąc o innych blogach coraz rzadziej, choć wynika to najczęściej z braku czasu - lub potrzeby wyboru, co jest w danym momencie najważniejsze. Zatem, Kaprysiu, choc myślami zawsze jestem blisko, choćby od czasu do czasu ,nakreśl choc kilka zdań :)
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno i pozdrawiam słonecznie!
ps.ciekawa jestem niezmiernie wyprawy Twojej córki - może któregoś dnia udałoby Ci sie napisać kilka słów do mnie?
Już piszę:)
UsuńMiło Cię tu znowu "przeczytać" Kaprysiu.
OdpowiedzUsuńOstatnio odstawiłam się od internetu na jakiś czas (wakacje bez komputera, telewizji, telefonu, gazet...)i można żyć, jest nawet interesująco, bo zostaje więcej czasu na czytanie- na przykład. ALE. Brakuje czegoś miłego:) Bo za każdym blogiem jest osobowość autora, i chociaż wirtualnie, lubię przychodzić z wizytą...
OdpowiedzUsuńWięc po postanowiłam po powrocie jakoś rozsądnie nad tym zapanować:)
Dobrze,że wróciłaś.
Ale dobrze, że napisałaś! Ostatni wpis był bardzo smutny i bardzo się martwiłam!
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że jesteś!
Taki to własnie jest ten wirtualny świat, niby wirtualny, ale jak napisała Casablacca- kryją sie w nim prawdziwe osoby.
Skrobnij coś od czasu do czasu, bo - egoistycznie powiem- lubię tu zaglądać ;-)
Hura, hura, hura :DDDDD
OdpowiedzUsuńSuper, że odzywasz się znowu. Właśnie wczoraj wędrowałam sobie po kapryśniku i tak smutno mi się na duszy zrobiło.
Tęskniłam. Dobrze, że jesteś...
Serdeczności przesyłam :)
Witaj Kaprysiu :)))). Doskonale rozumiem Twoje psie i kocie problemy, ponieważ ja także biję się z myślami, bardzo chciałabym mieć małe merdające coś (przepraszam, chyba Kogoś) ale w sytuacji kiedy Twoje życie wywraca się do góry nogami, nie jest to moment na myślenie o zwierzaku. Może kiedś..... Ale w każdym razie bardzo miło znowu zajrzeć do Ciebie, zobaczyć co Ci tam spod zdolnych rączek wyszło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich tu zaglądających
Bardzo miło mi znowu Cię czytać i widzieć pięknoty, które robisz.
OdpowiedzUsuńPo tym jak odszedł od nas pierwszy, przeczytałam artykuł Sumińskiej i zapamiętałam słowa: życie ludzkie odlicza się ilością uratowanych serc maluczkich. Dlatego trzeci kociak przybył do nas najszybciej jak mógł.
Pozdrówki.
Cierpliwie czekałam i w końcu się doczekałam! Bardzo się cieszę, że jesteś. Przyznam, że ostatnio kusiło mnie, aby Cię trochę "ponaglić", ale okazało się, że nie trzeba:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło.
Ninka.
No to myślę, że jest to odpowiedni moment, żeby się... ujawnić. :) Cieszę się, że wróciłaś, Kaprysiu...
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam.
JolkaM
Naprawdę jesteście niesamowite:) Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już jesteś :) brakowało mi nowych kaprysów.
OdpowiedzUsuńI dziękuję za odwiedziny "wstecz" ;) Miłe!
no to dobrze ze juz cos smarujesz :) piekne sa jak zwykle Twoje wyroby szczegolnie te na rogach po prawej i lewej stronie tak sobie pomyslalam ze moze bys cos dla mnie ladnego duzego zrobila wlasnie cos w takim rodzaju ,zaplace oczywiscie,smarne do Cibie jakiegos maila moze w sobote albo niedziele
OdpowiedzUsuńZnaczy te muszlopodobne? Masz zaklepane któreś:)
OdpowiedzUsuń