Podczas zmagań z wełną towarzyszyły nam dwa szczęśliwe psy: Kumpel
Bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a Kumpel w wolnych chwilach pomagał nam nawet przy szykowaniu runa do filcowania dywanu;)
1. odpowiedź na pytanie, kiedy filc jest już całkiem ufilcowanym filcem;)
2. filcowe wzory na filcu;)
3. odpowiedź na pytanie czemu właściwie dywan jest mongolski:)
ad.1
Odpowiedź na pytanie po jakim czasie filcowania, filc staje się już produktem końcowym, z którym już nic więcej się nie może stać, mimo prania, gniecenia itp. była dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, której dowiedziałam się w Łucznicy. Wcześniej nikt tego nie umiał mi pokazać. Otóż filc końcowy musi być zwarty i nie rozchodzić się między palcami, szczególnie w butach, torbach i kapeluszach. A wyglądać powinien tak jak poniżej, czyli mieć lekko barankową fakturę.
Przy kwiatkach - broszkach, to już kwestia efektu jaki chce się osiągnąć. Filc może być zwarty mocniej lub mniej. Taki ledwo, ledwo ufilcowany filc nazwany jest przedfilcem. Jest luźniutki, ale na tyle zwięzły, że można z niego np. wycinać wzorki, żeby później wyfilcować z nich dosyć precyzyjny rzucik na jaśniejszym tle.
A robi się to tak, czyli
ad.2
Pod folią układamy szablon z papieru, żeby widzieć całą filcowaną powierzchnię i układamy wycięte z przedfilcu wzory.
Układamy dachówkowato kolejne warstwy czesanki, układając każdą warstwę w innym kierunku.
Po ułożeniu wszystkich warstw całość spryskujemy gorącą wodą z mydłem i filcujemy zwijając i ugniatając do skutku:)
A to już efekt z innymi wzorkami. Po wysuszeniu zszywałyśmy boki i powstawały małe kosmetyczki.
W czasie długiego weekendu będę wypoczywać, to zapowiada się przyjemnie, ale też będę odcięta od internetu, co dla osoby uzależnionej będzie przykre, zatem kolejna przerwa techniczna, cóż. Tymczasem jeszcze na koniec zapowiedziane wcześniej
ad.3
Dywan jest mongolski, ponieważ tak do dziś wyrabia się filc na jurty i dywany w Mongolii (no, powiedzmy, że prawie tak, jak pisałam poprzednio, nie mieliśmy koni;)).
Zapraszam na wyszukany w sieci filmik i kończę z filcowym pozdrowieniem, do następnego razu:)
w poście wykorzystałam zdjęcia robione przeze mnie i Darię
w poście wykorzystałam zdjęcia robione przeze mnie i Darię
Ach, ten nos!:-)) Ptyś taki nukowaty trochę.
OdpowiedzUsuńDo mongolskich technik nie mam przekonania, Twoje kwiatki są dużo ładniejsze. Pozdrawiam jedwabnie, z Meliską przy klawiaturze
pamietam kiedys byly tylko w sklepach filcowe kapcie,boze jak ja ich nie cierpialam,ze nie wspome o ich zapachu po jakims czasie ich noszenia :)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam juniorki i chyba nie były filcowe;) Annemarie wytrwale wszczepiała w nas przekonanie,ze filc dziś uznawany jest za materiał szlachetny, ponieważ naturalny, a zachodowi Europy bardzo tej naturalności brak. U nas ciągle żywo kojarzy się z szarością, biedą i komuną. Przyznam,że do czasu jak zaczęłam się nim bawić, mnie kojarzył się wyłącznie z podkładkami pod nogi krzeseł. Co do zapachu, to wolę nie myśleć jak pachnie w tych mongolskich jurtach, ale przyznać trzeba,że technologia prosta i niezawodna od wieków. Niestety będę jeszcze o filcu marudzić czas dłuższy, bo bardzo mnie wzięło;) Cudownie,że jeszcze tu mimo wszystko zaglądacie::)))
OdpowiedzUsuńFajne to filcowanie, takie zajecie przyjemne z pozytecznym to dobry pomysl na zycie, mnie sie podoba :)
OdpowiedzUsuńPiseki urocze, widac, ze im ta zabawa bardzo sie podobala tak czynnie w niej uczestniczyly :)
Pozdrawiam :)
A czy te jurty są deszczoodporne w jakiś sposób?
OdpowiedzUsuńW końcu to są ich domy, a klimat w Mongolii dość surowy - wieje, leje i mrozi czasami. Ogólnie super ciekawe. Witaj po przerwie i kontynuuj proszę...
Acha...,zrozumiałam
OdpowiedzUsuńDzięki za jurtowy instruktaż,jogurtowy też byłby ciekawy
Alusia