Kilka dni temu Inkwizycja zaprosiła mnie do zabawy pod niepokojącym tytułem: "Pokaż mi swoje książki, a powiem ci kim jesteś". I któż by pomyślał, że w XXI wieku przyjdzie mi zeznawać przed Inkwizycją. Całe szczęście, że czułą ;) Proszę więc, pokazuję:)
To półka podręczna, niepełna i zupełnie przypadkowa.
Nasze książki krążą między domami. Część zabrała Młoda, kolejną część jeszcze zabierze, czasem coś przywiezie, a tym co kupujemy wymieniamy się na bieżąco.
A to kilka półek biblioteki stacjonarnej. Tak myślę, że raczej po zawartości biblioteki nie da się wywnioskować kim jestem;)
A co czytam? Jak mam ochotę na uspokojenie myśli i nie jestem w trakcie czytania czegoś nowego, wracam do krótkich opowiadań Roberta Gravesa, Guy de Maupassanta, Czechowa, czy Sartrea.
Działają jak balsam. Jak jestem zmęczona i mam mało czasu, a muszę przeczytać kilka kartek lub chociaż zdań przed snem, bo inaczej nie usnę, sięgam po cokolwiek, z tym, że nie może to być na przykład biografia Kingi Rusin:)
Drażni mnie tak zwana literatura kobieca. Nie czytam Grocholi, ba, odłożyłam nawet Kalicińską, znużyła mnie.
Czytam czasem Ludluma, Folleta, Grishama, Cooka, Kinga i wszelkie dobre kryminały z Agathą Christie na czele. Za Pratchettem nie przepadam. Dobry Omen przeczytałam, ale zdecydowanie wolę Gaimana solo, chociaż fantastyka, to nie jest to, co kaprysie lubią najbardziej.
Sapkowskiego nie mogę, a Krajewskiego z jego mrocznym Wrocławiem lubię.
Chociaż mają sto lat uwielbiam felietony Tadeusza Boya i recenzje teatralne Antoniego Słonimskiego (nieco młodsze;)). Tylko on umiał zamknąć recenzję marnej sztuki teatralnej pt. "Kartka papieru" dwoma krótkimi zdaniami: "To nie była kartka. To była rolka" :)))
Uwielbiam poezje Tuwima, Wierzyńskiego, Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej, Baczyńskiego i Wisławy Szymborskiej.
Na Makuszyńskim uczyłam się czytać, a czytając Wańkowicza, "Dzienniki" Marii Dąbrowskiej i Prusa uczyłam się pisać.
Bardzo lubię Whartona, a Vonnegut trochę mnie drażni, chociaż lubię sposób w jaki pisał. Bardziej drażni mnie Salinger, a jeszcze bardziej Masłowska.
Lubię Marqueza, Zafona, Mendozę, Whartona. Ostatnio urzekła mnie proza Olgi Tokarczuk, lubię książki Orhana Pamuka, ale zmuszają mnie do koncentracji.
Z przyjemnością przeczytałam całego Harego Pottera:)
Czasami lubię też zażyć szmiry, tak dla kontrastu;) "Trędowatą" znam, a jakże, ale to cudowny pastisz "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec doprowadził mnie do histerycznych ataków śmiechu.
Nie pamiętam dokładnie, ale to było jakoś tak: " Stefcia westchnąwszy głęboko wsparła się gibką kibicią na framudze. Wspomniawszy powłóczyste spojrzenie ordynata spłonęła rumieńcem, a zmysły wypełzły jej na usta. Spojrzała przez okno. Na ulicach znikały już ostatnie ochłapy śniegu" - i tak dalej, czy jakoś tak podobnie :))) Z tym śniegiem to zupełnie podobnie jak teraz:)
W księgarni potrafię spędzić długie godziny. Czytając kilka zdań nieznanej książki już wiem czy warto i czy chcę ją kupić. Częściej jednak wypożyczam, ach te ceny...
A gdybym miała wskazać jedną, tę jedyną ze wszystkich, tę która najbardziej zachwyciła i zostawiła ślad w młodej głowie (wtedy młodej), to wybrałabym "Mistrza i Małgorzatę" Michaiła Bułhakowa. Chyba tak:)
Bardzo to pobieżny i chaotyczny przegląd lektur. Klasyczny groch z kapustą:)
W krótkim poście nie umiem upchnąć wszystkich ważnych dla mnie tytułów i autorów. Rzecz w tym, że po prostu lubię czytać i czytam sporo, chociaż miałabym ochotę na więcej.
Według reguł zabawy muszę wezwać do złożenia zeznań kolejne osoby, zapraszam więc:
Mirę z Poukładanego świata, od której dostałam ostatnio wyróżnienie i zaproszenie do kolejnej blogowej zabawy, ale to już temat na inny post, Joasię szukającą inspiracji i Bobe Majse, za czym kryje się chytry plan i nadzieja na wynotowanie dla sobie ciekawych tytułów do przeczytania:)